Chcesz być na bieżąco? Zapisz się do naszego newslettera


Rem Koolhass o połączeniu architektury z polityką

 

Czas czytania: ~11 min


Rem Koolhaas

 

HW3wD3jpNTsktuVHCXGTfbuJfFFRsL1AmfSspSuKpXLsFCfMb3muzofBB02D_koolhaas.jpg

Rem Koolhaas opowiada o związkach z marką Prada i polityką, o budowaniu w krajach autokratycznych i o uroku brzydoty.

 

Podobno planuje Pan zaangażowanie się w politykę. Czy architektura już Panu nie wystarcza?

 

Koolhaas: Nie zamierzam zajmować się polityką w tradycyjnym sensie tego słowa. Dlaczego jednak nie zrobić czegoś pożytecznego, jeśli jest taka możliwość? Dokucza nam przecież tyle nierozwiązanych problemów, a politycy w moim mniemaniu nie są w stanie sprostać nowym wyzwaniom. Nie mam zamiaru angażować się jako jednostka, a raczej poprzez moją firmę OMA i mój think tank AMO.

 

Jak taki zdeklarowany socjalista, jak Pan, może angażować się w projektowanie butików marki Prada i w kreację całego tego świata luksusu?

Koolhaas: Czy tacy staromodni socjaliści o których Pan mówi jeszcze w ogóle istnieją ? Bardzo się cieszę z takiego klienta, jak Prada. Firmy, która pcha do przodu kulturę współczesną. Lubię świat mody, niezależnie od tego czy jest przewartościowany czy też nie, ponieważ stwarza poczucie wysublimowania wykorzystując do tego stosunkowo skromne środki. Gdzie indziej znajdzie Pan coś takiego?

 

Co łączy architekturę z polityką?

Koolhaas: Ważna architektura poprzedniego stulecia była pod mocnym wpływem systemów politycznych. Proszę popatrzeć na system sowiecki z jego konstruktywizmem i stalinizmem, na Weimar z jego nowoczesnością, na Mussoliniego i, oczywiście, nazizm z Albertem Speerem i jego gigantycznymi strukturami.

 

A co ze współczesnością?

 Koolhaas: Współczesna architektura jest niewolnicą rynku i jego mechanizmów. Rynek zastąpił ideologię. Architektura zamieniła się w spektakl. Musi się brandować i nie ma większego znaczenia poza odgrywaniem roli przestrzennej ikony – marki miasta.

 

Rozumiem, że ta opinia oznacza także krytykę własnej postawy. Pana centrum telewizyjne w Pekinie, CCTV Tower, siedziba centralnej stacji telewizyjnej Chin zmienia całkowicie miasto i nadaje mu nową twarz.

Koolhaas: Stawiając tak duży budynek nie można uniknąć problemu ikoniczności. Ale i sam Pekin jest gigantem. Pracując nad takim obiektem w takim miejscu i dla takich ludzi trzeba nadać mu symbolikę władzy i powagi.

 

Czy narodowa specyfika ma znaczenie w architekturze współczesnej?

Koolhaas: Są dwie możliwości. Jedna ścieżka, nie boję się tego powiedzieć, to droga przeciętniaka, który buduje wszędzie, w każdym miejscu, ten sam budynek. Inna, to otwarcie się na wpływ ze strony unikalnych własności otoczenia i działki. My w OMA wybieramy ten drugi wariant. Jestem przekonany, że budynek CCTV jest nie do wyobrażenia w żadnym innym miejscu w Chinach i w tym sensie nie może być nigdzie powtórzony w tej samej formie.

 

Często krytykuje Pan takich kolegów architektów, jak Frank Gehry z jego spiętrzonymi, metalowymi formami, czy purystę I.M. Pei za to, że nie są wystarczająco serio. Dlaczego?

Koolhaas: Wcale ich nie krytykuję. Jedynie próbuję wskazać różnicę pomiędzy nami. Uważam ich postawę za wygodnicką. Nie sądzę, że każda architektura powinna powstawać ze stali, szkła i betonu.

 

Przecież oni odnoszą olbrzymie sukcesy w architekturze.

Koolhaas: Jasne, ale co z tego. Gehry, żeby na chwilę na nim się skoncentrować, nie chce zdradzać swoich przekonań politycznych. A po drugiej stronie nasza firma AMO pracuje dla Unii Europejskiej. Dopracowujemy politykę informacyjną Unii tak, ażeby przekaz był jasny, atrakcyjny i zrozumiały dla odbiorców.

 

Więc architekci powinni afiszować się ze swoimi przekonaniami politycznymi i społecznymi?

Koolhaas: Same przekonania nie uczyniły oczywiście jeszcze niczego dobrego, ale jestem wystarczająco mocno staroświecki żeby uważać, że poglądy polityczne są istotne dla pracy architekta.

 

Socjologowie uznali, że część winy za zamieszki we francuskich przedmieściach trzeba przypisać błędnym koncepcjom architektonicznym.

Koolhaas: Architektura sama w sobie nie jest winna. Dużo ważniejszym czynnikiem jest zaniedbanie polityczne. Główny problem to odcięcie emigrantów od ich sąsiadów.

 

Więc uważa Pan, że równie skutecznie, jak przy pomocy siekiery, można kogoś zabić mieszkaniem?

Koolhaas: Pójdźmy tym tropem. Można być człowiekiem szczęśliwym lub nie. Niektóre budynki wpływają na nas jednak szczególnie depresyjnie.

 

Jednym z celów, które stawiał sobie modernizm było uchronienie nas przed mrokiem kamienic czynszowych. Czy formuła „funkcja determinuje formę” ciągle jeszcze cokolwiek znaczy?

 Koolhaas: To był zawsze bardziej slogan niż program. Nie sądzę, żeby ktokolwiek dzisiaj jeszcze w to wierzył. W dzisiejszym designie widzę mnóstwo zbędnych rzeczy. Ale zawsze może być tak, że wahadło odchyli się w drugą stronę i powróci surowa estetyka.

 

Jest Pan także pisarzem. Czy architekturę można porównać do opowiadania, powieści czy poematu?

Koolhaas: Tak. Przecież pisałem scenariusze dla Russa Meyera?

 

…który jest znany z sex filmów z biuściastymi paniami.

 Koolhaas: W scenariuszu musi Pan scalić ze sobą różne epizody, zaplanować suspens i musi Pan to zgromadzić wszystko do kupy – na przykład dzięki edycji. Dokładnie to samo robi się w architekturze. Architekt zbiera epizody, pomysły przestrzenne i skleja je w większe struktury.

 

Proszę nam opowiedzieć o scenariuszu filmu “Wieża Hollywood”, który Pan napisał dla Russa Meyera.

Koolhaas: Napisałem to w 1974 roku wspólnie z Rene Daalder. Scenariusz ma w sobie trzy poziomy. Na pierwszym poziomie bogaci Arabowie kupują archiwum filmowe w Hollywood i budują komputer dzięki któremu można ożywić ponownie każdą gwiazdę filmu. Drugi poziom dotyczy administracji Nixona, która wydaje fortunę na pomoc w znalezieniu zatrudnienia dla bezrobotnych aktorów. Trzeci poziom opowiada o Russie Meyerze, który robi film porno – ostatnią formę humanizmu.

 

To arcydzieło in statu nascendi nigdy nie zostało ukończone?

Koolhaas: W tym czasie inspirowaliśmy się przede wszystkim Fassbinderem. Niestety Meyer odrzucił ten materiał.

 

Z tego punktu widzenia architektura wydaje się łatwiejszym chlebem.

Koolhaas: Tak Pan myśli! Frustracje są niestety podobne.

 

Niech Pan nam o tym opowie.

Koolhaas: Dobrym przykładem jest Euro Disneyland pod Paryżem. We wczesnych latach 90-tych zostałem zaproszony wraz kilkoma innymi znanymi architektami, jak Peter Eisenman i Jean Nouvel, do udziału w konkursie. Na przykładzie tej historii można pokazać, czym jest dzisiaj architektura i ile znaczy w niej czynnik kreatywności. Pewnego dnia w czasie wakacji dostaliśmy zaproszenie na spotkanie z Michaelem Eisnerem - w tym czasie szefem Disneya. Powstała trochę niezręczna sytuacja – kilka znanych osób ze świata architektury miało stanąć do bezpośredniego pojedynku przed szefem światowej korporacji. Ale jeszcze zanim zaczęliśmy prezentację Eisner spotkał się z dwójką znanych, amerykańskich architektów, którzy powiedzieli mu, że ta cała banda Europejczyków za drzwiami tylko sprofanuje ideę Disneya. Eisner natychmiast odwołał nasze prezentacje i dał im zlecenie. To jest kapitalistyczna demokracja.

 

Czy Pana praca w takich niedemokratycznych krajach, jak Chiny czy Dubaj nie stawia Pana deklaracji politycznych w trochę dwuznacznym świetle?

Koolhaas: To prawda, jest z tym trochę kłopot. Ale jaka jest alternatywa? Szpitale czy przedszkola są OK, a budowanie siedziby chińskiej telewizji jest czymś złym z definicji ? Widzę to inaczej. Jeśli już decydujemy się na kontakty z takimi krajami, to powinniśmy brać udział w ważnych rzeczach. Ale zanim przyjmiemy zlecenie powinniśmy dokładnie zapoznać się z sytuacją kraju w którym chcemy pracować. Jako profesor Harvardu spędziłem mnóstwo czasu na badaniu kierunku, w którym rozwijają się Chiny. Jestem przekonany, że zakończenie tej drogi będzie czymś pozytywnym.

 

Czy łatwiej jest pracować w takich krajach niż w zbiurokratyzowanych demokracjach?

Koolhaas: Na początku tak myślałem. Ale okazało się, że jest dokładnie odwrotnie. Praca w tych krajach jest chorobliwie wręcz metodyczna, powolna i przebiega wedle sztywnego planu.

 

Tematem jednej z głównych dyskusji w Polsce jest dzisiaj stosunek do architektury poprzedniego systemu – czy ją burzyć czy zachowywać. Jest to łakomy kąsek dla developerów, którzy na tych atrakcyjnych działkach chcą stawiać biurowce, kina i centra handlowe. Co Pan o tym myśli?

 Koolhaas: Myślę, że burzenie jest błędem. Te budynki są rozpoznawalnym artefaktem poprzedniego systemu politycznego. Zacieranie tych wpływów wydaje mi się czymś niezdrowym z historycznego punktu widzenia.

 

Ale one są często po prostu brzydkie.

Koolhaas: Także brzydota ma prawo do życia. Nasze społeczeństwo często tego nie toleruje. Widać to na przykładzie mebli, samochodów czy kobiet. Ale poważnie. Jeśli coś jest brzydkie, ale ważne, jest godne zachowania.

 

A co jeżeli to piękno i znaczenie się skończyły? Czy architekci powinni uważać się za proroków piękna?

 Koolhaas: Piękno to nie jest główny przedmiot moich zainteresowań. Ważniejsza jest adekwatność. SZA: Jaki jest najpiękniejszy budynek na świecie?

Koolhaas: Mówiąc konwencjonalnie – na przykład rzymski Panteon. Czy to nie jest charakterystyczne? Kiedy mówimy o pięknie, robi się nudno, a kiedy pojawia się brzydota, atmosfera natychmiast się ożywia.

 

Jakie są największe grzechy architekta?

Koolhaas: Zło ma wiele twarzy. Na przykład jest dzieckiem złośliwości oraz niemożności.

 

Ale czy zło i brzydota są tożsame?

Koolhaas: Niekoniecznie. Zło może być piękne. Rzymskie Koloseum jest piękną strukturą z obrzydliwą przeszłością. Pomyśl tylko o walczących tam, krwawiących gladiatorach.

 

Urodził się Pan w 1944 roku w Rotterdamie, w mieście prawie całkowicie zniszczonym przez Niemców.

Koolhaas: Tylko centrum było zniszczone. Moja rodzina miała akurat szczęście. Mieszkaliśmy w nowoczesnym, przeszklonym budynku na peryferiach. Zima 1944/45 była bardzo mroźna, ale słoneczna. Musieliśmy jakoś się ogrzewać. Moi rodzice sadzali mnie na balkonie gdzie spiekałem się na raka, ale przeżyłem. Moim zdaniem Rotterdam jest jedną ze stolic europejskiej architektury dlatego właśnie, że został zniszczony. Destrukcja czasami bywa bardzo stymulująca.

 

Kiedy Pan po raz pierwszy pomyślał, że może zostać architektem?

Koolhaas: Nigdy tak naprawdę o tym nie myślałem. Ale w wieku 24 lat miałem na ulicy wizję, że powinienem zostać architektem.

 

Niektórzy ludzie uważają, że architekci powinni mieszkać w zaprojektowanych przez siebie budynkach. Miasta byłyby dzięki temu bardziej atrakcyjne.

Koolhaas: Oh, proszę Pana. To raczej trywialna uwaga.

 

Gdzie Pan mieszka?

Koolhaas: To nieważne. To pytanie nie dotyczy wcale architektury. Bardziej kwestii finansowych.

 

Unika Pan odpowiedzi! Gdzie Pan mieszka?

Koolhaas: OK, mieszkam w wiktoriańskim apartamentowcu w Londynie.

 

I zaleca Pan miłowanie architektury modernistycznej?

Koolhaas: Moje pokolenie przeżywa jako pierwsze prawdziwe, zawodowe zderzenie z globalizacją. Jesteśmy przyzwyczajeni do rozpatrywania wszystkiego w kontekście globalnym. To jest przyczyna dla której bronię modernizmu.

 

Jak będą wyglądały miasta przyszłości? Czy potrzebujemy jeszcze tych wszystkich martwych centrów biznesowych, które po godzinie 17 zamieniają się w pustynie?

Koolhaas: Stary, ostry kontrast pomiędzy centrum i przedmieściem już dzisiaj nie obowiązuje.

 

Ale przecież wszyscy naokoło trąbią o powrocie z przedmieść i suburbiów do centrum.

Koolhaas: W tej chwili tak. Ale wie Pan co jest ironicznego w tej sytuacji ? Ludzie z suburbiów przynoszą z sobą swoje wartości: czystość, bezpieczeństwo, porządek – monotonię inaczej mówiąc. Przez to wydrążają miasto. Proszę popatrzeć na Times Square w Nowym Jorku. Nie ma tam już sex szopów, narkotyków, bezdomnych. Kliniczna czystość i bezgraniczna nuda.

 

Demografowie przewidują, że ludzkość będzie rosła populacyjnie do 2050 roku, a potem zacznie się kurczyć. Co to oznacza dla architektury?

Koolhaas: Razem z Oswaldem Mathiasem Ungersem opracowaliśmy teorię, że już niedługo równie ważne jak budowanie miast będzie planowanie ich upadku. Prawie w każdym mieście mamy sporo pustostanów. To przestrzeń, z którą trzeba umieć się obchodzić.

 

Czego nas to uczy?

Koolhaas: Właśnie pracuję nad rozbudową budynku Ermitażu w St. Petersburgu. Koniec tej pracy zaplanowany jest na 2014 rok. Nie budujemy niczego nowego. Wykorzystujemy do rozbudowy muzeum już istniejące budynki. W tym procesie architekt prawie znika jako autor.

 

Czy istnieje jeszcze jakiś szczególny budynek, który chciałby Pan postawić?

Koolhaas: Nie. Piękno tej profesji polega między innymi na nieprzewidywalności. Nie sądzę, żebym mógł wybierać swoje projekty. Muszę budować to, czego ode mnie chcą.

 

Dziękujemy za rozmowę.

 

9YaZ496aDLHx94MM8MwYNYpzG1C4ssLgfshVdSc8PrHPcxN5ufUzOMfELc5N_ccttower.jpg

Podepnij swój artykuł

Podoba Ci się nasza działalność ? Postaw kawę dla Grupy Sztuka Architektury!
Postaw mi kawę na buycoffee.to

tagi

Urodziny Szybu Krystyna
Urodziny Szybu Krystyna

Budowa wieży wyciągowej szybu Kaiser Wilhelm II na terenie kopalni węgla kamiennego Hohenzollern zak ...

Kultura w kasynie
Kultura w kasynie

Kasyno Kultury, placówka kulturalna działająca w Kwidzynie od końca 2023 roku mieści się w budynku o ...

E-konferencja Skorupa budynku: dachy, fasady, drewno i prefabrykacja w architekturze.
E-konferencja Skorupa budynku: dachy, fasady, drewno i prefabrykacja w architekturze.

Regulacyjne i technologiczne zmiany w zakresie metod wznoszenia budynków doprowadziły w ostatnich la ...

KOMENTARZE
Komentarze
Brak komentarzy
Zaloguj się, aby dodać komentarz

Sylwetki
ZOBACZ TAKŻE

PRACA:
Zatrudnię
  • Zatrudnię

Nie przegap okazji!!!

zapisz się do naszego newslettera