Chcesz być na bieżąco? Zapisz się do naszego newslettera


Krzysztof Ingarden

 

Czas czytania: ~10 min


Krzysztof Ingarden

 

cxISu6MpOay7YRBArO5Vb0uOGwaTpvTw1BRTjS7eyHxczKT7gU1mZWZUgDoJ_ingardenmaly1.jpg
Rozmowa Z KRZYSZTOFEM INGARDENEM, architektem, konsulem honorowym Japonii w Krakowie - Kiedy zetknął się Pan po raz pierwszy z Japonią? KRZYSZTOF INGARDEN: – Po ukończeniu pierwszego roku studiów na Wydziale Architektury Politechniki Krakowskiej wyjechałem do Japonii. Był rok 1977. Podróż była romantyczna, dziś mało kto jeździ tą trasą: samolotem do Moskwy, stamtąd do Chabarowska, dalej koleją transyberyjską do Nachodki, i jeszcze dwie doby do Jokohamy, promem. Taka długotrwała podróż jest nie tylko ciekawa, ale pomaga łatwiej znieść zmianę czasu, której w samolocie doświadcza się bardzo gwałtownie. Pamiętam odczucia towarzyszące pierwszemu spotkaniu z Japonią: nagle znalazłem się w zupełnie innym świecie znaków, nie tylko pisanych, ale tych, które wyznaczają przestrzeń. Ludzie inaczej poruszali się po ulicach, inaczej pakowano towar w sklepie, inny był nawet dotyk sklepowej lady. Nagle straciłem poczucie rzeczywistości. To jest fantastyczna sytuacja dla studenta architektury, który nagle musi zacząć rysować mapę zupełnie nieznanego świata. - Czy czuł się Pan w tej nowej rzeczywistości osamotniony? KRZYSZTOF INGARDEN. Wiedziałem, że nie da się zrozumieć Japonii bez znajomości języka japońskiego. Zacząłem się go uczyć. Ta kultura, może bardziej niż inne, zawiera się w języku. Zmienia się on bardzo powoli i procesy zachodzące w społeczeństwie japońskim od końca wojny jeszcze się w nim nie odzwierciedliły. Japońska gramatyka jest tak skonstruowana, że innych form używa mężczyzna wobec kobiety, innych wobec mężczyzny starszego, a jeszcze innych wobec rówieśnika. Formy językowe określają zależności rodzinne, zawodowe, towarzyskie, budują bliskość lub dystans. Język jest odbiciem hierarchicznej organizacji społeczeństwa japońskiego, a jednocześnie łańcuchem, który podtrzymuje dawne zasady w niezmienności. - Pojechał Pan do Japonii poznać jej architekturę. KRZYSZTOF INGARDEN. Odkrywałem tę architekturę od korzeni, od shintoistycznych świątyń Ise i Izumo, buddyjskich klasztorów i świątyń w Narze i Kioto, aż po architekturę współczesną. Bardzo zainteresował mnie tzw. metabolizm. Kisho Kurokawa, jeden z twórców tego idealistycznego nurtu w architekturze uważał, że architektura powinna podlegać zmianom tak samo jak życie ludzkie czy cała biosfera. Zakres tych zmian jest określony kosmosem. W mieście zmieniają się funkcje poszczególnych miejsc: tam, gdzie wczoraj był sklep, dzisiaj jest bank. Według metabolistów należało tak budować, aby architektura była podatnym na przeobrażenia elementem kosmicznego ruchu. Kurokawa zbudował w myśl zasad metabolizmu znany hotel Tokio: dwie wieże, do których z różnych stron poprzypinane są kapsuły. Założenie było takie, że firma, która akurat wysyła pracownika do Tokio, wykupuje taką kapsułę, i gdy jej pracownik przenosi się do Osaki, jedzie tam razem z kapsułą. W praktyce żadna firma nie wykupiła kapsuły. Łatwiej jest wyburzyć hotel i wybudować go w innym miejscu niż przenosić w nieskończoność nieszczęsne kapsuły. Wkrótce rozpoczęły się w architekturze nowe poszukiwania. Początek lat 80. to w Japonii czas zachwytu postmodernizmem. - Czy architektura postmodernistyczna odpowiada japońskiej mentalności? KRZYSZTOF INGARDEN. Jeżeli rozumiemy postmodernizm jako możliwość korzystania z różnych stylów i epok, Japonia jest właśnie postmodernistyczna. Przez wieki czerpała z innych kultur. Zresztą japoński postmodernizm jest chyba głębszy od amerykańskiego czy niemieckiego – dzięki refleksji nad istotą japońskości. Dobrym tego przykładem są budynki, które projektował na na początku lat 80. Arata Isozaki, przede wszystkim Tsukuba Center Building. Budynek ten skomponowany jest wokół owalnego, zagłębionego placu. W Rzymie na Plac Kapitoliński wchodzi się po schodach, do góry. Tu wszystko jest odwrotnością: schodzi się w dół, do jakiejś czeluści. Po placu wije się wstążka wody. Ale nie ma fontanny, nie ma pomnika konnego Marka Aureliusza, woda znika w dziurze, w nicości. Isozaki chciał w tym projekcie wyrazić swoją opinię o obecnym stanie kultury japońskiej. Gdy cesarz ogłosił, że przestaje być Bogiem, Japończycy poczuli, że zostali czegoś pozbawieni. Zabrakło zwornika, którym była tradycja. Została pustka. Bardzo wysoko cenię twórczość Isozakiego z tego okresu: ma ona przemyślaną, wynikającą z osobistych doświadczeń autora narrację. - Pracował Pan u Araty Isozakiego w latach 1984-85. Czym różni się biuro architektoniczne w Japonii od europejskiego? KRZYSZTOF INGARDEN. Po zrobieniu dyplomu w Krakowie otrzymałem stypendium na staż doktorancki japońskiego Ministerstwa Kultury. Po pobycie na Uniwersytecie w Tsukuba zacząłem moją pierwsza pracę architekta w biurze Araty w Tokio. Dość kameralnym, bo Isozaki uważa, że pracownia nie może liczyć więcej niż 30 osób, inaczej traci się kontrolę nad całością. Wielkie biura są anonimowe i przestają być odzwierciedleniem autorskiej wyobraźni. Po japońsku pracuje się dobrze, ale trzeba się tego nauczyć. Kiedy zacząłem pracę w Tokio, dziwiłem się, że projekty nie powstają na drodze burzy mózgów, że ostateczna idea nie rodzi się z konfrontacji z Isozakim – jak często bywa na Zachodzie. Jeden z asystentów Isozakiego powiedział mi wtedy: „Gdybym miał taką wyobraźnię, znaczyłoby to, że jestem już gotowy otworzyć własne biuro”. - Hierarchiczność. KRZYSZTOF INGARDEN. Tak, choć w tym przypadku relacja mistrz–uczeń. Ale jeszcze coś innego: antycypacja i zaufanie, konstruktywna próba odczytania intencji drugiego i pójście za nią. Isozaki też stawia przed pracownikami zadania tak, by trafić w ich sposób myślenia, wydobywając z nich to, co najlepsze. To jest bardzo pozytywna motywacja do pracy. Promująca obie strony. - Co jest najgłębszą strukturą architektury japońskiej, niezależną od czasu? KRZYSZTOF INGARDEN. Kojarzy się ją zazwyczaj z otwartą, skłaniającą do kontemplacji przestrzenią, ze swobodną kompozycją, brakiem symetrii, zagadkowością. Ma ona dwa źródła: shintô i tradycję buddyjską, chińską. Japonia potrafi łatwo przyjmować i przetwarzać wzorce z zewnątrz. Zaczęło się od asymilacji kultury Chin w VI i VII w. Przez prawie 300 lat, aż do roku 1868 Japonia była krajem zupełnie zamkniętym, ale po tzw. restauracji Meiji cesarz wysłał najzdolniejszą młodzież w świat, by poznała zachodnią naukę i kulturę i wróciła do Japonii, by ją modernizować. Od końca XIX w. mamy w Japonii przykłady architektury europejskiej i amerykańskiej. Ale po każdej fali zachodnich fascynacji przychodziły etapy refleksji nad własnymi korzeniami. Bywało i tak, że japońskość otwierali przed Japończykami Europejczycy. W latach 30. zrobił to np. wybitny architekt niemiecki Bruno Taut, który obejrzawszy pałac cesarski w Katsura zachwycił się jego czystą, logiczną konstrukcją, opartą o moduł, pozbawioną detalu ornamentacyjnego – w Europie odkrył wartość takiego „czystego” myślenia o architekturze dopiero modernizm. I Taut uznał, że w starej Japonii biją źródła nowoczesnego myślenia architektonicznego. - Wraz z Aratą Isozakim jest Pan współtwórcą Centrum Sztuki i Technii Japońskiej „Manggha”. Jak doszło do ponownego spotkania? KRZYSZTOF INGARDEN. Był rok 1987. Przebywałem właśnie w Nowym Jorku i tam przeczytałem w „Tygodniku Powszechnym”, że Andrzej Wajda przeznacza Nagrodę Kyoto na budowę centrum japońskiego w Krakowie. Natychmiast doszedłem do wniosku, że najlepszym architektem, który może je zaprojektować, jest Arata Isozaki. Skontaktowałem się z jego asystentami i po dwóch tygodniach otrzymałem z Tokio wiadomość, że Isozaki jest zainteresowany tym pomysłem. Nie znałem wówczas Wajdy, ale napisałem do niego list, który wysłałem na adres Starego Teatru. Ten list do niego doszedł – i tak to się zaczęło. Gdy parę miesięcy później Wajda pojechał do Kioto odebrać nagrodę, spotkał się z Isozakim. Następnie Isozaki przyjechał do Krakowa. Pamiętam moment, kiedy stał na moście Dębnickim, przyglądał się Wawelowi po jednej, działce po drugiej stronie. Środkiem płynęła Wisła. Wtedy narodził się pomysł, aby budynek przypominał falę – tę wiślaną i tę z japońskich drzeworytów Hokusai. - W jakim stopniu architektura „Mangghi” jest japońska? KRZYSZTOF INGARDEN. Nie chodziło o proste przeniesienie, raczej o system znaków, skojarzeń, aluzji. O połączenie dwóch światów. Isozaki myślał najpierw o tym, by użyć jako podstawowego materiału cegły. Pomyślałem, że obły, niski, ceglany budynek nie kojarzy się krakowianinowi z Wawelem, ale z poaustriackimi fortami – a nie o to chodziło Isozakiemu. Dlatego zaproponowaliśmy kamień, z rodzimego zresztą złoża. Jego różowawy delikatny kolor jest bardzo japoński. To pierwsze ukryte znaczenie. Ale są i inne. Wielu architektów pyta, skąd w Centrum takie dziwne wejście, podzielone pośrodku kolumną. To coś obcego klasycznej tradycji europejskiej. Ta kolumna ma tu jednak sens. Dach budynku wykreślony jest za pomocą kilku sinusoid i dlatego wydaje się, że kompozycja jest zupełnie swobodna. I tak by było, gdyby nie oś kolumny dzielącej wejście: wszystkie sinusoidy dachu mają w tym miejscu swoje minima i maksima. Kolumna spina całą geometrię dachu. Przy pozorze swobodnego przepływu zachowany jest głębszy porządek. Nie widzi się go, ale można go odczuć – i to jest bardzo japońskie. Gdy podchodzimy do budynku Centrum, nie widzimy wejścia. Nie wiemy, jak dostać się do środka. W dawnych rezydencjach samurajskich do domu prowadziła kręta ścieżka. Samuraj był wojskowym, nigdy nie wiedział, kto go odwiedzi – przyjaciel czy wróg. Nawet w domu musiał mieć możliwość obrony, a ułatwiał ją labirynt ścieżki. W tej architekturze japońskiej krótkie perspektywy zamykane są drobnym, ale skupiającym uwagę elementem. Dlatego w budynku „Mangghi” na końcu podejścia jest drzewo. Idzie się nie w stronę bramy, ale drzewa. Wzdłuż podejścia po prawej stronie znajduje się murek, podniesiony do wysokości wzroku ludzkiego. W miarę jak idziemy w górę, teren się podnosi, a jednocześnie mur opada, odkrywając przed nami kolejne ukryte dotąd tajemnice. Cierpliwi zobaczą w dole wodę i ogródek. Ale to jeszcze nie koniec. Wchodzimy do budynku. Od strony ulicy nie ma okien. W pierwszej chwili nie wiemy, gdzie się znajdujemy. Potem mijamy sferę ciemną, świetlik wprowadza popołudniowe światło, pomaga się zaaklimatyzować. I nagle dostrzegamy Wawel. Dotykamy ściany i zauważamy, że zrobiona jest z cegły – takiej samej, jak ta, którą widzimy na drugim brzegu Wisły. Z cegły wykonane są bramy, których szereg tworzy pewną drogę. I wiemy już – „Manggha” jest na swoim miejscu. Na ceglanych bramach oparte jest drewno, materiał kojarzony zarówno z Japonią, jak i Polską. Pomalowaliśmy je na ciemny kolor – czyli nie potraktowaliśmy go po polsku – ponieważ chcieliśmy oddać klimat zamku japońskiego, takiego jak w filmach Kurosawy. Nic nie jest powiedziane do końca, wszystko jest zagadką i wymaga cierpliwości. To jest właśnie Japonia. - Jest Pan konsulem honorowym Japonii w Krakowie. Co to oznacza? KRZYSZTOF INGARDEN. Moim zdaniem, pierwszym konsulem honorowym Japonii w Polsce był Feliks Jasieński Manggha, który przed stu laty przyjechał do Krakowa ze swoją kolekcją sztuki japońskiej i znalazł tu ludzi, którzy doskonale ją zrozumieli. Po nim ambasadorem kultury japońskiej został w Krakowie Andrzej Wajda, tworząc Centrum „Manggha”. Ja jestem konsulem, bowiem rząd Japonii uznał, iż Kraków stał się już dla Japonii ważnym ośrodkiem kulturalnym i turystycznym, i architekt może pomóc w konstruowaniu kolejnych mostów japońsko-polskich, a także służyć pomocą powiększającej się lokalnej społeczności japońskiej. – Czy Kraków jest najbardziej japońskim miastem w Polsce? – Nie, bo jeśli krakowianin chce zjeść kolację po japońsku, musi pojechać do Katowic, Wrocławia czy Warszawy. Ale Kraków już od stu lat jest miastem japońskiej kultury. Źródło: Tygodnik Powszechny

Podepnij swój artykuł

Podoba Ci się nasza działalność ? Postaw kawę dla Grupy Sztuka Architektury!
Postaw mi kawę na buycoffee.to

tagi

Architektura dla kultury ludowej
Architektura dla kultury ludowej

Centrum Folkloru Województwa Łódzkiego w Sieradzu – to nowa placówka kultury, powołana przez samorzą ...

Kultura w kasynie
Kultura w kasynie

Kasyno Kultury, placówka kulturalna działająca w Kwidzynie od końca 2023 roku mieści się w budynku o ...

E-konferencja Skorupa budynku: dachy, fasady, drewno i prefabrykacja w architekturze.
E-konferencja Skorupa budynku: dachy, fasady, drewno i prefabrykacja w architekturze.

Regulacyjne i technologiczne zmiany w zakresie metod wznoszenia budynków doprowadziły w ostatnich la ...

KOMENTARZE
Komentarze
Brak komentarzy
Zaloguj się, aby dodać komentarz

Sylwetki
ZOBACZ TAKŻE

PRACA:
Zatrudnię
  • Zatrudnię

Nie przegap okazji!!!

zapisz się do naszego newslettera